Translate

niedziela, 3 lutego 2013

Skąd sie biorą amulety?




Czy zastanawialiście sie kiedyś z czego są robione tak popularne wśród lokalnych mieszkańców Azji Południowo Wschodniej amulety i talizmany? Począwszy od maleńkich minaturek buddy wielkości paznokcia na łańcuszkach po wielkie zamykane w platikowych szkaplerzach inkrustowane złotem plakiety, które są nie tylko ozdobą ale przede wszystkim symbolizują w co dana osoba wierzy, czego się obawia lub czego pragnie. W samej Tajlandii funkconuje zjawisko zwane "rynkiem amuletów" gdzie można wymienić, kupić lub sprzedać talizman na każdą właściwie okoliczność i gdzie niektóre okazy osiagają zawrotne ceny sięgające kilku milionów batów za sztukę (1mln bth = ok.100 tyś pln). Wielość ich odmian jest tak ogromna, że dla przeciętnego faranga (miejscowe określenie dla białego człowieka tudzież obcokrajowca) jest nie do ogarnięcia a miejscowym wręcz niewskazane jest dzielić się wiedzą na temat ich ukrytych i magicznych mocy z "powierzchownymi" w poglądach przybyszami z Faranglandu. 




Dlatego dużą przyjemność sprawiło mi zaproszenie do małej ceglanej przybudówki ulokowanej obok Wat Wang Wiwekaram w Wangka, miejscowości znajdującej się nieopodal granicy z Birmą a zamieszkiwanej głównie przez ludność pochodzenia Mon. Wystosował je do mnie bardzo podobny do Dalajlamy mnich (tak przy okazji, czy zwróciliście uwagę na popularny wśród starszych panów w pomarańczowych szatach styl "na Dalajlamę"?), który został przedstawiony przez swojego pomocnika/tłumacza jako "starszy, trzcigodny, przełożony" - czyli chyba przeor po naszemu czy ktoś taki. Jak się okazało, razem ze swoim świeckim pomocnikiem, zajmował się właśnie tworzeniem amuletów, które miały być poświęcone w trakcie nadchodzącej 6 rocznicy śmierci opata klasztoru i sprzedane wiernym w celu uzyskania środków na działalność charytatywną świątyni. Dzięki jego uprzejmości miałem okazję przyjrzeć się procesowi ich "produkcji" i dowiedzieć się z pierwszej ręki z czego i jak właściwie się je robi.




Jak się okazuje w większości przypadków głównym składnikiem jest popiół ze spalonych kadzideł zmieszany z... no właśnie, aby dany amulet miał swoją indywidualną moc i charakter, pozostałe dodatki dobiera sam "trzcigodny" mistrz, który zajmuje się tworzeniem talizmanu. W różnych przypadkach mogą to być suszone i sproszkowane zioła i kwiaty, fragmenty wotywnych kapliczek, stup zwanych tutaj prangami a nawet fragmenty cegieł czy dachówek pochodzące z obdarzonych wielkim szacunkiem świątyń, ziemia ze świętych miejsc związanych z rozwojem Buddyzmu takich jak Lumpini (tam gdzie się urodzil Budda Sakjamuni), Bodhgaja (miejsce, w którym Budda osiagną oświecenie), czy Kushinagar (gdzie Budda odszedł w nirwanę) oraz co najważniejsze - fragmenty relikwii pochodzące od uczniów samego historycznego Buddy przekazywane z pokolenia na pokolenie przez mnichów obdarzonych nimi światyń a także elementy ezoteryczne wprowadzane przez uznanych za najwyżej urzeczywistnionych mistrzów medytacji. Oczywiście iIość i niezwykłość składników ma wpływ na czas powstawania poszczególnych talizmanów, ich ostateczną moc i przeznaczenie. Zdarzało się, że do stworzenia naprawdę wyjątkowych talizmanów potrzeba było 25 lat organizowania składników a same rytuały konsekracyjne zajmowały prawie 3 lata!!! 




Amulety wyrabiane w Wat Wang Wiwekaram są głównie na potrzeby miejscowej połeczności Monów i w tym konkretnie przypadku "starszy, trzcigodny, przełożony", który oświecił mnie w tajnikach tworzenia świętych talizmanów, potrzebował "jedynie" miesiąca na zebranie potrzebnych ingrediencji, które teraz swoją konsystencją i wyglądem przypominały zwykłą grudę brązowej gliny. Glina ta podzielona na mniejsze kulki i poświęcona wprawnym chuchnięciem przez "trzcigodnego" trafiała za pośrednictwem jego pomocnika do ręcznej prasy, z której wyjmował po odciśnięciu małe krążki z wizerunkiem medytującego Buddy Sakyamuniego. 




Gotowe krążki trafiały w końcu do emaliowanej miednicy w celu ostatecznego podsuszenia a za kilka dni wezmą udział w oficjalnej ceremonii nadania im "mocy z urzędu" przez Świątynię i dalej za drobną opłatą do wiernych. Ale kto wie, może za kilka lat kiedy trafią na popularny w Tajlandii "rynek amuletów" właśnie to jeden z nich osiągnie zawrotną cenę miliona bathów? 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz